W intelektualnym impasie (cz. 2/3)
Udostępnij:FacebookX

W intelektualnym impasie (cz. 2/3)

Nikt nie rzucił chrześcijanom bardziej dosadnego wyzwania w kwestii intelektualnego zaangażowania niż Charles Malik, były ambasador Libanu w Stanach Zjednoczonych w swoim przemówieniu na otwarciu instytutu Billy Graham Center w Wheaton. Położył nacisk na fakt, że jako chrześcijanie musimy zmierzyć się z dwoma zadaniami ewangelizacyjnymi: zbawieniem duszy i zbawieniem umysłu, a to znaczy, że ludzie nie potrzebują jedynie nawrócenia duchowego, ale też intelektualnego. Jeśli chodzi o to drugie zadanie, Kościół niebezpiecznie pozostaje w tyle. Nasze zbory wypełnione są osobami nowonarodzonymi duchowo, ale które wciąż myślą jak ludzie niebędący chrześcijanami. Zwróćcie baczną uwagę na słowa Malika:

„Muszę być z Wami szczery: największym niebezpieczeństwem, z którym musi zmierzyć się amerykańskie chrześcijaństwo ewangelikalne, jest antyintelektualizm. Brak w nim troski o umysł w całej jego wielkości i głębi. A intelektualne wychowanie nie może mieć miejsca w oderwaniu od wieloletniego głębokiego zanurzenia w historii idei i duchowości. Ludzie, którym spieszno jest, by wyrwać się z uniwersytetu i jak najszybciej zacząć zarabiać pieniądze czy też służyć w kościele albo głosić Ewangelię, nie zdają sobie sprawy z bezmiernej wartości, jaką stanowią lata spędzone na rozmowach z największymi umysłami i osobowościami, co umożliwia proces dojrzewania oraz wyostrzenie i zwiększenie zdolności intelektualnych. W rezultacie zrzekamy się obszaru kreatywnego myślenia na rzecz wroga.

Potrzeba zupełnie innego nastawienia, by pokonać owo niebezpieczeństwo antyintelektualizmu. A to nastawienie – przynajmniej jeśli chodzi o filozofię, która stanowi najważniejszą dziedzinę w kwestii ćwiczenia umysłu – musi dostrzec wartość, jaka tkwi, na przykład, w spędzeniu roku czasu na zgłębianiu „Republiki” czy „Sofisty” Platona albo dwóch lat nad „Metafizyką” czy „Etyką” Arystotelesa, bądź trzech lat nad „Państwem Bożym” św. Augustyna. I nawet jeśli teraz rozpoczniemy intensywną edukację w tej oraz innych dziedzinach, to i tak zajmie to kilka stuleci, zanim nadgonimy Harvard, Uniwersytet w Tybindze czy Sorbonę, pomijając już fakt, że i owe ośrodki nie ustają w swoim rozwoju1.”

– Charles Malik

Malik jasno zwrócił uwagę na strategiczną pozycję, jaką zajmują uniwersytety w formowaniu zachodniej myśli i kultury. Rzeczywiście, najważniejszą instytucją kształtującą zachodnie społeczeństwo jest uniwersytet. To właśnie tam szkoli się naszych przyszłych przywódców politycznych, dziennikarzy, prawników, nauczycieli, naukowców, osoby na kierowniczych stanowiskach w korporacjach handlowych i artystów. To właśni tam formułują oni, a raczej jedynie wchłaniają światopogląd, który nada kształt ich życiu. A ponieważ to osoby opiniotwórcze oraz przywódcy kształtują naszą kulturę, to światopogląd, jakim nasiąkną na uniwersytecie, będzie miał na tę kulturę kluczowy wpływ.

Dlaczego to takie istotne? Bo Ewangelia nigdy nie jest głoszona w oderwaniu od rzeczywistości. Zawsze rozbrzmiewa na tle kulturowego otoczenia. Osoba wychowana w środowisku, w którym chrześcijaństwo postrzegane jest jako intelektualnie spójna wizja, wykaże się większą otwartością na Ewangelię niż ktoś wychowany w zsekularyzowanym otoczeniu. Dla osoby świeckiej wiara w Jezusa Chrystusa może oznaczać dokładnie to samo, co wiara we wróżki czy krasnale! Posłużę się bardziej życiowym przykładem. To tak jakby podszedł do nas na ulicy wyznawca ruchu Hare Kryszny, zachęcając nas do wiary w Krysznę. Zachowanie takie uderza nas jako dziwaczne, fanatyczne, a nawet nieco zabawne. Jednakże dla mieszkańca Delhi mogłoby ono stanowić dobry i sensowny powód do refleksji. Obawiam się, że ewangeliści na ulicach Bonn, Sztokholmu czy Toronto postrzegani są nie inaczej niż tacy wyznawcy Hare Kryszny. 

Częścią większego zadania, które stoi przed chrześcijańskim środowiskiem akademickim, jest pomoc w stworzeniu i utrzymaniu kulturowego otoczenia, w którym Ewangelia mogłaby rozbrzmiewać jako intelektualnie spójna wizja dla myślących ludzi. Wkład Kościoła w wychowanie naukowców, którzy stworzyliby w przestrzeni akademickiej miejsce dla chrześcijańskiej myśli, jest niezbędny. Przeciętny chrześcijanin nie zdaje sobie sprawy, że na uniwersytetach, w czasopismach czy stowarzyszeniach naukowych toczy się intelektualna wojna. Chrześcijańska myśl atakowana jest jako irracjonalna i przestarzała, i miliony studentów – przyszłe pokolenie naszych przywódców – przyswaja ten pogląd jako swój własny.

Nie możemy pozwolić sobie na przegranie tej wojny. Wybitny teolog z Princeton John Gresham Machen w dniach poprzedzających Fundamentalist Controversy (spór miedzy chrześcijanami konserwatywnymi a liberalnymi w obrębie kościoła prezbiteriańskiego w USA w latach 20 i 30 XX wieku, który zaowocował licznymi podziałami denominacyjnymi; u jego podstaw leżała rola chrześcijaństwa w kulturze – przyp. tłum.) ostrzegał, że jeśli Kościół przegra intelektualną bitwę w jednym pokoleniu, to wówczas ewangelizacja stanie się niezrównanie trudniejsza w kolejnym:

„Błędne idee stanowią największą przeszkodę w przyjęciu Ewangelii. Możemy głosić z całym zapałem reformatora, a mimo to pozyskać jedynie jakiegoś marudera tu czy tam, jeśli pozwolimy, by myślenie całego narodu bądź też świata kontrolowane było przez idee, które nie pozwalają, by chrześcijaństwo postrzegane było jako coś więcej niż nieszkodliwa iluzja. W takich okolicznościach Bóg pragnie, abyśmy zniszczyli tę przeszkodę u jej podstaw2.”

– Gresham Machen

Jej źródło można znaleźć na uniwersytecie, i to właśnie tam należy skoncentrować atak. Niestety, ostrzeżenie Machena zostało zlekceważone i biblijne chrześcijaństwo wycofało się do intelektualnych okopów fundamentalizmu, z których dopiero od niedawna próbuje się wydostać. Wojna jeszcze nie jest przegrana i nie wolno nam jej przegrać: stawką są dusze ludzi, którzy wciąż pozostają w zawieszeniu.

A co robią chrześcijanie ewangelikalni, by wygrać tę wojnę? Jak dotychczas, bardzo niewiele. Malik pytał znacząco:

„Kto spośród chrześcijan ewangelikalnych jest w stanie zmierzyć się z wybitnym świeckim naukowcem o poglądzie ateistycznym bądź zajmującym się naukami przyrodniczymi? Który spośród ewangelikalnych uczonych cytowany jest jako normatywne źródło przez uznane autorytety w dziedzinie historii, filozofii, psychologii, socjologii czy nauk politycznych? Czy ewangelikalny sposób myślenia ma najmniejszą szansę zdominować europejskie i amerykańskie uniwersytety, które swoim duchem i ideami odciskają piętno na całej naszej cywilizacji? (…) Ze względu na potrzebę większej skuteczności w byciu świadkami samego Jezusa Chrystusa, a także ze względu na samych siebie, chrześcijanie ewangelikalni nie mogą pozwolić sobie na pozostawanie na peryferiach odpowiedzialnej egzystencji intelektualnej3.”

– Charles Malik

Powyższe słowa uderzają z mocą młota. Chrześcijanie ewangelikalni faktycznie żyją na peryferiach odpowiedzialnej egzystencji intelektualnej. Najwybitniejsze umysły ewangelikalne to zaledwie płotki w akademickiej rzeczywistości. Nasz wpływ nie sięga dalej niż poza granice naszego własnego środowiska. Na ogół publikujemy jedynie w ramach ewangelikalnej prasy, i dlatego to bardzo prawdopodobne, że nasze książki nigdy nie zostaną przeczytane przez innych uczonych. Zamiast działać w ramach standardowych stowarzyszeń zawodowych, udzielamy się jedynie w tych ewangelikalnych. W rezultacie bardzo skutecznie kryjemy się z naszymi talentami i nie mamy znaczącego wpływu na Ewangelię w dziedzinach, którymi zajmujemy się zawodowo. Z kolei pozostawiona sama sobie kultura wykazuje tendencję, by w niepowstrzymany sposób zmierzać ku coraz głębszemu sekularyzmowi.

Rozpaczliwie potrzebujemy chrześcijańskich uczonych, którzy – jak powiedział Malik – będą w stanie zmierzyć się ze świeckimi myślicielami w konkretnych dyscyplinach, opierając się na fachowej wiedzy. Da się to zrobić. W tej chwili jesteśmy, na przykład, świadkami rewolucji toczącej się w dziedzinie filozofii, która – jak zauważył Malik – jest najważniejszą domeną, jeśli chodzi o umysł, gdyż stanowi fundament dla każdej innej dyscypliny uniwersyteckiej. Chrześcijańscy filozofowie wychodzą z okopów i bronią chrześcijańskiej prawdy na łamach najznakomitszych czasopism naukowych bądź w ramach stowarzyszeń, stosując przy tym wysokiej klasy argumentację. W rezultacie zmienia się charakter amerykańskiej filozofii.

50 lat temu filozofowie powszechnie postrzegali dyskusję o Bogu jako pozbawiony sensu bełkot. Dziś jednak żaden świadomy myśliciel nie podziela już takiego punktu widzenia.  W rzeczywistości wielu najznakomitszych amerykańskich filozofów to zdeklarowani chrześcijanie. By zobrazować nieco znaczenie tej rewolucji, zacytuję artykuł, który pojawił się jesienią 2011 roku w czasopiśmie naukowym Philo. Jego autor ubolewa nad tym, co określa jako desekularyzację środowiska akademickiego, która rozwinęła się na wydziałach filozofii pod koniec lat 60.  Autor – wybitny filozof o poglądzie ateistycznym – pisze:

„Naukowcy zajmujący się ścisłymi dyscyplinami biernie przyglądali się jak uwiarygodnione odmiany teizmu zaczęły zagarniać filozoficzną społeczność. Dziś przypuszcza się, że jedna czwarta bądź jedna trzecia wykładowców filozofii to teiści, w większości ortodoksyjni chrześcijanie. (…) Niemalże z dnia na dzień dowodzenie na rzecz teizmu stało się akademicko szanowaną postawą, dzięki czemu filozofia stanowi preferowaną dziedzinę dla wielu inteligentnych i utalentowanych teistów, wkraczających obecnie w środowisko akademickie. (…) „Bóg nie umarł” na uniwersytecie: wrócił do życia pod koniec lat 60 i dobrze prosperuje w swoim ostatnim akademickim bastionie, jakim są wydziały filozofii4.”

Powyższa opinia wybitnego filozofa o poglądzie ateistycznym poświadcza zmianę, która dokonała się na jego oczach. Przypuszczam, że zawyża on nieco swoje statystyki dotyczące amerykańskich filozofów-teistów, ale z pewnością szacunki te ukazują odczuwalny wpływ chrześcijańskich filozofów na uprawianą przez nich dyscyplinę. Podobnie jak w przypadku armii Gedeona, zaangażowana niewielka grupa działaczy może wywierać wpływ niewspółmiernie większy od liczb, którymi dysponuje. Cytowany powyżej filozof popełnia jednak błąd, nazywając wydziały filozofii ostatnimi bastionami Boga na uniwersytecie. Wręcz przeciwnie, filozofia stanowi swoisty przyczółek, z którego można inicjować kolejne działania mające na celu wpływanie na inne dyscypliny uniwersyteckie na rzecz Chrystusa.

Chodzi tu o to, że stojące przed nami zadanie desekularyzacji nie jest pozbawione nadziei bądź niemożliwe, ani też nie wymaga wprowadzania znaczących zmian. Wydziały filozofii przepełnione chrześcijańskimi uczonymi stanowią nadzieję dla kreślonej przez Malika i Machena wizji kulturowej transformacji. Jej efekt stałby się odczuwalny dopiero w kolejnym pokoleniu, kiedy zdołałaby ona przesiąknąć do nurtu kultury popularnej.

A więc może się to udać, jeśli tylko będziemy gotowi przyłożyć się do ciężkiej pracy. Jak zauważył Machen, w jego czasach w seminariach zwalczano błędy, atakując cieszących się popularnością propagatorów owych błędów, a nie dezorientując studentów ogromem niemieckich nazwisk nieznanych nikomu poza murami uniwersyteckimi. Z drugiej jednak strony – nalegał Machen – niezbędne jest, aby chrześcijańscy uczeni zachowali czujność wobec siły, jaką może tkwić w jakiejś idei, zanim jeszcze osiągnie ona formę użytkową.

Procedura akademicka – jak mówi – oparta jest na głębokim przekonaniu o zdolności idei do rozprzestrzeniania się. To, co dziś jest jedynie obiektem akademickich rozważań, kolejnego dnia może już mieć moc pociągania za sobą armii czy obalania imperiów. Wówczas jest już za późno na zwalczanie idei – można to uczynić co najwyżej na etapie beznamiętnej debaty. Dlatego powinniśmy próbować kształtować myślenie świata w taki sposób, aby przyjęcie chrześcijaństwa było czymś więcej niż tylko logicznym absurdem5.

Podobnie jak Malik, Machen uważał również, że główna przeszkoda dla chrześcijańskiej religii leży obecnie w sferze intelektu oraz że to właśnie tu należy skoncentrować atak na stawiane chrześcijaństwu zarzuty6. Kościół traci dziś życie ze względu na brak myślenia, a nie z powodu jego nadmiaru7.

[ciąg dalszy nastąpi…]

Przypisy:
  1. C. Malik, The Other Side of Evangelism. Christianity Today, November 7, 1980, s. 40.
  2. J.G. Machen, Christianity and Culture. Princeton Theological Review 11, 1913, s. 7.
  3. C. Malik, The Other Side of Evangelism. Christianity Today, November 7, 1980, s. 40.
  4. Q. Smith, The Metaphilosophy of Naturalism. Philo 4/2, 2001.
  5. J.G. Machen, Christianity and Culture. Princeton Theological Review 11, 1913, s. 6.
  6. Tamże, s. 10.
  7. Tamże, s. 13.
Udostępnij:FacebookX
Autor
William Lane Craig

Piotr Guńka

Doktor nauk chemicznych, pracownik Wydziału Chemicznego Politechniki Warszawskiej. Złoty medalista 38. Międzynarodowej Olimpiady Chemicznej i laureat prestiżowego stypendium START Fundacji na Rzecz Nauki Polskiej. Jest chrześcijaninem i praca naukowa utwierdza go w przekonaniu, że zarówno nauka jak i wiara niosą spójny przekaz o otaczającym nas świecie.

Instagram

Instagram has returned empty data. Please authorize your Instagram account in the plugin settings .

Please note

This is a widgetized sidebar area and you can place any widget here, as you would with the classic WordPress sidebar.